Toriki: Wyspa rozbitków
Toriki: Wyspa rozbitków to przygodowa gra kooperacyjna dla 1 do 4 osób, która wymaga korzystania z aplikacji zainstalowanej na urządzeniu mobilnym z aparatem. W tej grze, typowo familijnej, gracze wcielają się w rozbitków, którzy współpracują ze sobą, by wydostać się z wyspy, ale po drodze odkrywają też nowe tereny i nieznane dotąd nauce gatunki roślin i zwierząt. Aby przetrwać, gracze muszą zdobywać, wykorzystywać oraz tworzyć nowe przedmioty. Wymyślanie sposobów na utworzenie nowych użytecznych przedmiotów z tego co mamy pod ręką i kombinowanie, które z nich najlepiej nam posłużą w danej lokacji jest istotą rozgrywki w Toriki.
Autorem gry jest Wojciech Grajkowski. Toriki wydana została przez Wydawnictwo Lucky Duck Games. Premiera gry planowana jest na dzień 16 listopada.
Ta recenzja nie zawiera większych spojlerów dotyczących dalszej fabuły i toku rozgrywki; na zdjęciach możecie zauważyć tylko pewne detale związane z bardzo pierwszymi odkryciami w grze. Nie pokazuję na nich kolejnych modułów map ani bardziej zaawansowanych kart przedmiotów. Dostępna jest już polska wersja aplikacji, choć na zdjęciach możecie zauważyć jeszcze wersję anglojęzyczną.
Współpraca recenzencka. Egzemplarz gry Toriki: Wyspa rozbitków otrzymałam od Wydawnictwa Lucky Duck Games do recenzji, za co bardzo dziękuję. Wydawnictwo nie miało wpływu na treść tego wpisu
Siekiera, łopata, dwa kije (oraz aplikacja)
W pudełku gry znajdziemy wiele ładnych, solidnie wykonanych komponentów oraz kilka komponentów bardzo tajemniczych, do których nie mamy na początku dostępu. Na stole rozłożymy pierwszy moduł mapy – planszy podzielonej na sześciokątne ponumerowane pola. Pozostałe moduły mapy ukryte są w zamkniętych kopertach opatrzonych wielkimi napisami: Stop. Te moduły dołączymy do rozgrywki dopiero, gdy nakaże nam to aplikacja. Podobnie tajemnicze są dwie talie kart, które układamy obok planszy: karty przedmiotów i karty misji. Sięgniemy do nich dopiero, gdy pozwoli na to aplikacja. Ciekawość wzbudza też duża plansza z ukrytymi w niej grubymi kaflami, tzw. żetonami specjalnymi, które również pojawią się w grze dopiero po poleceniu aplikacji. Obok umieścimy jeszcze planszę obozu, planszę monet, pulę żetonów pożywienia i żetonów monet, pionki graczy oraz zeszyt zatytułowany: Atlas przyrody. Atlas ów jest barwnie zilustrowany i zgodnie z fabułą gry prezentuje ilustracje wykonane na podstawie opowieści marynarzy przedstawiające unikatową florę i faunę tej mało znanej wyspy. Rysunki te możemy sobie dowolnie przeglądać podczas zabawy, a kryją one różne cenne wskazówki, podobnie jak ilustracje niektórych lokacji – gra zachęca nas do bycia spostrzegawczym i prób kojarzenia wielu elementów.
Toriki dostarczy nam zabawy na około 8 godzin – to pojedyncza przygoda, zaczynająca się w momencie wylądowania rozbitków na wyspie i trwająca do czasu, aż graczom uda się znaleźć sposób na wydostanie z wyspy. Rozgrywkę możemy jednak przerwać i zapisać jej postępy praktycznie w każdym momencie. Działa to faktycznie bardzo dobrze, więc możemy podzielić swoją przygodę na kilka posiedzeń. To nie jest też typowa gra typu legacy, w której niszczymy jakieś elementy. Po rozegraniu całej przygody bez problemu możemy złożyć grę, doprowadzić ją do stanu startowego i np. podarować innej grupie do rozegrania. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by rozegrać ją z nową grupą powtórnie, lecz sami będziemy już znali większość niespodzianek tej wyspy oraz metody tworzenia kolejnych przedmiotów. Toriki jest więc w tym sensie raczej grą do jednokrotnego rozegrania.
Gra bez aplikacji nie jest możliwa; po pobraniu appki na telefon (system operacyjny Android 6.0 lub nowszy lub iOS 13 lub nowszy), nie jest już potrzebne połączenie z Internetem. Użycie owej aplikacji jest bardzo intuicyjne (a piszę to ja, bęcwał technologiczny) i w moich partiach wszystko działało w niej bez zarzutu. Opisując to możliwie najkrócej, będziemy w niej podawać numer lokacji, którą chcemy w swej turze odwiedzić, zaś aplikacja wyświetli opis danego terenu, wspomagany klimatycznymi dźwiękami oraz listę akcji możliwych tam do wykonania. Najczęstszą czynnością wykonywaną na wyspie będzie używanie posiadanych przedmiotów. Opcja: Użyj przedmiotu każe graczowi zeskanować kartę posiadanego przedmiotu – każda karta przedmiotu czy misji ma wydrukowany na niej kod QR – po czym przedstawia skutki użycia danego przedmiotu w wybranym miejscu. To jedna z cech, która bardzo mi się w tej grze spodobała. Wykorzystanie wielu przedmiotów jest oczywiste, tak jak użycie siekiery w lesie, ale nieraz będziemy musieli pokombinować, jakim przedmiotem wydobyć coś, czego potrzebujemy. Ponownie, czasem wskazówek mogą dostarczyć przeróżne ilustracje. Naprawdę warto w tej grze być spostrzegawczym.
Generalnie warto też wczuć się w tę przygodę. O wiele łatwiej jest poruszać się po wyspie, gdy zaczniemy zastanawiać się, jak realnie poprawić swoją sytuację, zbudować schronienie, pozyskać pożywienie, stworzyć kolejne przydatne narzędzia. Ano właśnie, teraz opiszę moją ulubioną akcję w tej grze. Startowa lokacja obozu głównego pozwala na wykonanie akcji specjalnej polegającej na połączeniu dwóch posiadanych przedmiotów w celu stworzenia nowego. W tym celu skanujemy kolejno dwie karty przedmiotów, zaś aplikacja pokazuje nam, czy udało się coś w ten sposób stworzyć. To super zabawa. Czasem trzeba porządnie pomyśleć, czasem poprosić o podpowiedź mądrego profesora biologii, który towarzyszy rozbitkom. Nie zapomnę własnego zaskoczenia oraz miny współgracza, gdy święcie przekonana, iż buduję właśnie tratwę, stworzyłam… łuk i strzały. Ale pisałam przecież wyżej, że jestem bęcwałem technologicznym. Żeby już się dalej nie kompromitować nie będę pisała do czego potem próbowałam z owego łuku strzelać…
Toriki jest grą kooperacyjną. Gracze reprezentowani są na mapie przez pionki, które łażą sobie po różnych miejscach wyspy (czym dalej, tym więcej żetonów żywności zużywają) i noszą ze sobą różne przedmioty, które mogą zastosować w różnych miejscach. Na końcu każdej rundy (w której każdy wykona trzy tury: rano, w południe i wieczór) gracze zazwyczaj kończą przygodę w obozie – tam lub w miejscu, w którym się spotkają, mogą wymienić się posiadanymi przedmiotami i rozdzielić żetony żywności. To kolejna z rzeczy, którą jako grupa musimy dobrze zaplanować. Każdy przedmiot występuje tylko w jednej kopii, warto więc tak planować akcje, żeby nie zapuścić się bez noża (lub towarzysza z nożem) tam, gdzie będzie on na pewno potrzebny.
„Misjonarze”, odkrywcy i ci ambitni
Przez całą rozgrywkę prowadzą nas karty misji. To zadania, których wykonanie przynosi nam punkty (na koniec przygody aplikacja oceni naszą ogólną zaradność podczas całej rozgrywki). Gracze mają oczywiście całkowitą dowolność podczas swojej tury i mogą eksplorować wyspę jak chcą. Jednak nakierowanie się na realizację misji nakręca całą rozgrywkę i wskazuje pewne priorytety tej przygody. Karty misji również opatrzone są kodami QR. Pozwalają one na skorzystanie z podpowiedzi pomocnych do ich realizacji. Podpowiedzi jednak obniżają nasz wynik końcowy.
Podczas eksploracji wyspy co i rusz napotkamy jakiś nowy gatunek, który znajdziemy też na ilustracji atlasu przyrody. W zeszycie atlasu możemy nadać mu nazwę oraz zapisać jakieś informacje – choćby dotyczące numeru lokacji, w której przebywa. To może okazać się przydatne, gdyż nieraz będziemy zmuszeni wracać do odwiedzonych już miejsc po zużyte zasoby. To kolejny dość klimatyczny aspekt tej gry i gdy wszyscy uczestnicy wczują się w sytuację rozbitków łatwo tu poczuć prawdziwego ducha przygody. Liczba gatunków, jakie odkryjemy również pozytywnie wpłynie na wynik końcowy grupy.
W aplikacji pod ikonką pucharu możemy też znaleźć pewne dodatkowe zadania – osiągnięcia, które nie mają już wpływu na wysokość końcowego wyniku, czy realizację misji, ale pozwalają na dłuższe bawienie się rozgrywką i lepsze odkrywanie wyspy. Aplikacja śledzi postępy całej grupy w ich realizacji. Co ważne, liczba rund, w których ukończymy całą rozgrywkę nie ma znaczenia dla końcowego wyniku, więc nie ma tu co żałować czasu spędzonego na zapoznawanie się z kolejnymi lokacjami, czy zużytego na struganie… jakichś głupich strzał.
Toriki – podsumowanie pobytu na wyspie
Toriki: Wyspa rozbitków jest grą dość specyficzną, bo wymagającą nieustannego korzystania z aplikacji i bez niej nie daje się rozegrać. Jest to zatem podstawowy warunek: musicie akceptować i lubić tego typu rozwiązania w grach planszowych. Kolejną jej cechą charakterystyczną jest fakt, że to właściwie jednorazowa przygoda. Po rozegraniu całej przygody poznacie większość tajemnic wyspy. Nic nie stoi na przeszkodzie, by sprowadzić grę do stanu początkowego przekazać ją innej grupie do rozegrania. Muszę tu docenić fakt, jak dobrze i ładnie ta gra jest wykonana. Plansza, z której wypstrykujemy kolejne grube i błyszczące kafle specjalne zaprojektowana jest tak, że bez problemu możemy z niej wyjąć, jak i na powrót włożyć każdy kafel. Karty w obu taliach są ponumerowane, moduły mapy możemy przechowywać w odpowiednich kopertach. Jedynie atlas przyrody, który służy też jako zeszyt odkrywców może stać się pobazgrany przez zapiski graczy – tu rozwiązaniem jest ołówek lub możliwość pobrania i wydrukowania nowego atlasu.
Żeby polubić Toriki powinniście też lubić sam temat przewodni rozgrywki. To gra polegająca na odkrywaniu, eksplorowaniu, zaspokajaniu ciekawości i … czasem ostrym kombinowaniu jak przemienić jedno w drugie. Tworzenie nowych narzędzi i przedmiotów to aspekt gry, który mnie samą najbardziej przekonał do rozgrywki. Nie ukrywam, że uwielbiam też temat odkrywania nowych lądów i taka fabuła gry, może dla niektórych nieco banalna i wyświechtana, mnie akurat wkręciła do tej zabawy. Jednak to właśnie możliwość kombinowania w jaki sposób zestawiać ze sobą przedmioty, by dały pożądany skutek, zafrapowała mnie najbardziej. Zaskoczyłam się, że nieraz musieliśmy ostrzej pokminić i wpaść na jakiś błyskotliwy pomysł. Po raz trzeci już chyba napiszę, że bardzo pomaga tu porządne zanurzenie się w przygodzie i wczucie w każdą sytuację. Podoba mi się też aspekt współpracy kooperacyjnej – wytworzone przedmioty należy wśród graczy jakoś rozdzielić. Dlatego kolejność akcji też wymaga tu przemyślenia.
Toriki: Wyspa rozbitków pozostaje oczywiście grą typowo familijną, która powinna zapewnić rozrywkę dzieciom (tak od 8 lat) i całym rodzinom. Warto podkreślić, że postacie graczy nie giną, nie trzeba nigdy resetować gry do początku, a całość tego odkrywania nowego lądu potraktowana jest w możliwie przyjazny sposób. Muszę z podziwem odnotować, jak dobrze zaimplementowana jest aplikacja. Uwzględnia aktualny stan rozgrywki i zdarzenia, które się w niej zadziały oraz wiele sposobów, na które zdezorientowani gracze mogą chcieć używać pewnych przedmiotów. Opisując jeszcze wrażenia z samej rozgrywki, początkowo sądziłam, że gra może toczyć się dość niemrawo skoro ciągle zużywamy pewne zasoby i rzeczy, a potrzebujemy ich przecież na nowo; musimy przez to wracać do znanych miejsc, by je na powrót pozyskać… Ale po pierwszym rozruchu, rozgrywka i fabuła wystarczająco przyspieszyła, by nie czuć już beznadziei i opuszczenia, jakie początkowo czuli ci rozbitkowie.
W ostatnim akapicie opiszę już tylko czyste emocje po własnych rozgrywkach w Toriki. Przyznam się, że ogólnie nie przepadam za grami planszowymi z wykorzystaniem aplikacji; nieszczególnie ujęły mnie na przykład Zapomniane morza. Natomiast rozgrywka w Toriki była dla mnie niezwykle pozytywnym zaskoczeniem. Hasła: kooperacja, gra rodzinna, aplikacja – rzadko kiedy zachęcają mnie do wypróbowania gry. Spodziewałam się raczej miałkiej gry dla dzieci. Toriki jest grą z kategorii rodzinnej, ale w żadnej mierze nie jest miałka. Zaskoczyło mnie, jak angażujące okazało się znajdowanie sposobów na wykonywanie kolejnych misji, tworzenie nowych przedmiotów, próby i błędy stosowania ich w różnych lokacjach. Czuć w Toriki otwartość rozgrywki i ducha eksploracji, teoretycznie możemy robić co chcemy; fabuła jednak naprowadza nas na pewne tory, przypominając o rzeczywistości: trzeba coś jeść, gdzieś spać, jakoś stąd się wydostać, no i radzić sobie z bieżącymi problemami.
Toriki niespodzianie dostarczyła mi kilkunastu godzin bardzo dobrej zabawy. Jest bardzo solidnie wykonana i pięknie zilustrowana, pozwala na serio zanurzyć się w temacie gry, traktuje temat przyrody z odpowiednim szacunkiem. To bardzo dobra propozycja dla familijnych graczy, z bardzo dobrze zastosowaną aplikacją. Mi, poza samym odkrywaniem kolejnych części wyspy i tych bajecznych zwierzątek, największą frajdę przynosiło wymyślanie i używanie kolejnych narzędzi. Wydaje mi się, że to bardzo atrakcyjny aspekt tej gry, który zdecydowanie wynosi ją ponad przeciętność innych kooperacyjnych przygodówek. I zupełnie szczerze: sama jestem bardzo zdziwiona, jak dobrze się na tej wyspie bawiłam.
Bardzo dziękuję Wydawnictwu Lucky Duck Games za przekazanie egzemplarza gry dla celów recenzji