9 lives – kolejna inkarnacja trick-takingu

Talia trzydziestu sześciu kart z wizerunkami rozbrykanych kocurów, czerwona plansza imitująca miękki dywanik, na którym co rundę umieszczamy tekturowe znaczniki graczy – także kocurki. Do tego kilka znaczników i żeton kłębuszka jako trofeum pierwszego gracza. Zaledwie tyle elementów składa się na grę pod tytułem: 9 lives, której autorem jest Taiki Shinzawa. Ta gierka to trick-taking połączony z przewidywaniem, ile to lew zbierzemy w każdej rundzie oraz sprytnym pomysłem, by jedna z kart składających się na zdobytą lewę wracała do ręki gracza. Powstała z tego karcianka na 20 minut dla 3 i 4 osób.

W grze, w zależności od liczby graczy, używamy kart kotów ponumerowanych od 1 do 9 w trzech lub czterech kolorach. Kolory kart widoczne są również na ich rewersie. Po zapoznaniu się ze swoimi kartami (i zaobserwowaniu, jakimi kolorami kart dysponują rywale) gracze obstawiają, ile lew spodziewają się zdobyć w danej rundzie: dokładną ich liczbę, bądź pewien zakres, w jakim się zmieszczą. Odznaczają to umieszczając swój znacznik na planszy – dywaniku, przy odpowiedniej cyfrze. Znacznik gracza może przylegać do jednej lub dwóch cyfr, jednocześnie blokując ten obszar dywanika dla znaczników innych graczy.

Sama rozgrywka toczy się według standardowych reguł trick-takingu, a zatem gracze muszą dokładać kartę do koloru, jeśli mają taką na ręce (w tej karciance z jawnymi rewersami kart nie da się nawet oszukiwać), kolor fioletowy jest atutem, a gracz, który zagrał kartę o najwyższej wartości w kolorze lub atu, zbiera lewę. Myk polega na tym, iż musi wziąć jedną z zebranych kart, zagraną przez rywali, do siebie na rękę. Po zdobyciu lewy przesuwa kosteczkę w swoim kolorze na kolejną cyfrę dywanika, oznaczając w ten sposób faktyczną liczbę zebranych lew. Jeśli kosteczka znajdowała się już na najwyższym, czwartym polu planszy, przesuwa ją znów na pierwsze pole (oznaczone cyframi: 1/5/9), odzwierciedlając w ten sposób piątą zdobytą w rundzie lewę. Zdobywca lewy rozpoczyna następny trick. Runda kończy się, gdy któryś z graczy nie ma żadnych kart na ręku po rozpatrzeniu ostatniej lewy.

Cała zabawa zamyka się w tym, w jaki sposób przyznawane są punkty. Gracz, który obstawił jedno pole dywanika i faktycznie jego kosteczka dotarła do tegoż pola, zyskuje 4 punkty. Gracz, który obstawiał nieco szerzej, umieszczając żeton kocura przy dwóch polach dywanika i zdołał zdobyć liczbę lew z tego zakresu (jego kosteczka przylega do żetonu kocura na dywaniku) zdobywa 2 punkty. Gracze, którzy rozminęli się w przewidywaniach tracą 1 punkt za każde pole różnicy pomiędzy ich kocurem oraz kosteczką pokazującą liczbę zebranych lew. Całą grę rozgrywa się przez cztery rundy albo do momentu, w którym ktoś zdobędzie dziewięć punktów.

Niech żyje trick-taking!

9 lives to gra, która w swej oryginalnej japońskiej wersji, jako Catty, pojawiła się na rynku jeszcze w 2015 roku. Nie tak dawno wydana została w angielskim wydaniu Allplay. Uważam, że warto się nią zainteresować nie tylko ze względu na przepiękną oprawę graficzną – te geometryczne kolorowe przedstawienia ras kotów na kartach wymiatają! Ale nie to jest najważniejsze. Gra dzięki złożeniu tych kilku pomysłów: jawnych rewersów kart, powrotu na rękę jednej z kart zebranej lewy, obstawiania liczby zdobytych tricków, wychodzi daleko poza utarty schemat karcianek opartych na prostym zbieraniu lew. Nieważne, czy ocenimy naszą początkową rękę jako silną, czy słabą – to my wybieramy, ile lew chcemy zdobyć. Znamy kolory kart przeciwników, nie znamy jedynie ich wartości. Fakt, iż pojedyncze wyłożone karty wracają do gry, często wywraca nam cały plan do góry nogami. Zdarza się, iż przekonana, że z taką ręką nic nie ugram, obstawiam skromnie jedną lewę przed rozgrywką, lecz w trakcie partii zmuszona jestem wziąć ich więcej – staram się wówczas dociągnąć choć do pięciu wziętych tricków tak, by liczba lew zgodziła się z pozycją mojego kocura na dywaniku. Podoba mi się to kombinowania w trakcie partii, często polegające też na tym, by nie brać lew i wmanewrować rywali w ich zdobycie, by ostatecznie okazało się, że przestrzelili z oczekiwaniami w trakcie obstawiania. Uwielbiam takie nieoczywiste strategie w pozornie prostych, czy błahych gierkach.

9 lives to propozycja raczej dla fanów trick-takingu. Początkujący gracze albo ci, którzy nie lubią tej mechaniki, nie zawsze poradzą sobie w rozgrywce. 9 lives zaplątuje nam umysł w pokrętny koci sposób i przyniesie frajdę osobom, które potrafią się w takim graniu rozsmakować. Zachwyciłam się pomysłem na tę grę i polecam ją graczom, którzy szukają małych i sprytnych karcianek z nieoczywistymi rozwiązaniami. Wcale niełatwo jest tu osiągnąć założony cel, gra daje spore pole do decyzji, nad każdą zagrywaną kartą musimy się porządnie zastanowić. A że ubrano ją w naprawdę atrakcyjną szatę graficzną, te dwadzieścia minut spędzone na grze przynosi czystą przyjemność. To niewielkie kwadratowe pudełeczko zmieściło w sobie kawał porządnej gierki.

 

0 Udostępnień