Gra o Brazylii – garść relaksujących przemyśleń
Mój pociąg do gier klimatycznych, ciekawych tematycznie i zgodnych z historycznymi realiami zaczyna i kończy się na grach euro. O dziwo znajduję pośród tego gatunku mnóstwo planszówek kipiących tematem, choć zapewne nieco pomaga w tym moja skłonność do wczuwania się dosłownie we wszystko. Zazwyczaj, w czasie gdy inni gracze grzecznie rozgryzają zasady nowej gry operując punktami zwycięstwa, znacznikami postępu i, od biedy, kartami postaci, ja nadaję tym postaciom imiona. Okazuje się, że większość autorów gier niebędących Stefanami Feldami przynajmniej stara się znaleźć jakiś tematyczny pretekst dla swego pomysłu. Niektórym wychodzą z tego całkiem wartościowe i klimatyczne tytuły. Przyznać też muszę, iż czasem kiedy gram w gry Felda odnoszę paraliżujące wrażenie, że on też próbuje być kreatywny.
Tym razem jednak postanowiłam wczuć się w klimat słonecznej Brazylii. Kolorowa i gorąca Ameryka Łacińska jest moją pasją od lat, dlatego gra pt. Brazil: Świt Imperium musiała wylądować na moim stole. Autorem gry jest Zé Mendes, Brazylijczyk, co tylko wzmogło moje zainteresowanie tym tytułem, bo bardzo lubię przyglądać się, jak przedstawiciele różnych nacji podchodzą do projektowania gier planszowych. Generalnie uważam, że charakterystyczne cechy każdego narodu bardzo ciekawie przenikają do tworzonych przez te narody dóbr kultury: seriali, książek, obrazów i gier. Teraz powinnam napisać, że temat gry tak bardzo mnie zainteresował, bo znam Brazylię na wskroś, lecz ponieważ nigdy jej nie odwiedziłam, muszę opisać, jak to w Brazylii nie byłam.
Nie byłam w Brazylii bodajże w 2014 roku, kiedy to zapętliłam się nieco podczas zwiedzania Urugwaju i niespodziewanie dla siebie samej zawędrowałam do Chuy’a. Tam zetknęłam się z zupełnie rozemocjonowaną kulturą brazylijską i beztroskimi, radosnymi Brazylijczykami. Chuy to graniczna miejscowość urugwajsko – brazylijska, w której główna aleja: Avenida Uruguay płynnie przechodzi w Avenida Brasil i tamże gdzieś przebiega również granica państwowa (tak więc ostatecznie nie mam pewności, czy aby przypadkiem w tej Brazylii nie byłam).
Chuy jest też bardzo relaksującym miejscem pełnym sklepów wolnocłowych oraz możliwości oddawania się hazardowi. W pierwszych minutach pobytu zdenerwowałam się nieco, gdyż szacowny przewodnik Lonely Planet ma jedną wskazówkę dla odwiedzających to miejsce: Warning! You’re seriously lost, buddy. Turn around and go back. Lecz dzięki moim szczególnym umiejętnościom wczuwania się, szybko wczułam się w wesoły rozgardiasz chuyowej ulicy i bardzo polubiłam to miejsce. Chuy to przede wszystkim miejsce styku dwóch kultur: serdecznej urugwajskiej i żywiołowej brazylijskiej.
Ta żywiołowość właśnie, już na dzień dobry wyziera z pudełka gry. Zdejmuję pokrywkę, a tam: karnawał. Brazil: Imperial napakowane jest kolorami, różnokształtnymi znacznikami dóbr i budynków, niepowtarzającymi się grafikami kart i postaci (które zresztą już mają własne imiona, zgodne z prawdą historyczną). Zawiera też niespodziankę: całkiem wyczerpujący przewodnik historyczny zaznajamiający gracza z większością postaci, wydarzeń, gatunków zwierząt, odznaczeń narodowych i czego tam jeszcze potrzebujecie, które pojawiają się w grze.
Brazil: Świt Imperium to gra wydana u nas przez Lucrum Games, która doczekała się już kilkunastu wersji językowych i zdobyła uznanie graczy na świecie. Tym lepiej więc, że zdecydowano się na dodanie do gry przewodnika krajoznawczego – promując tym samym kulturę i historię narodu. Tu pojawia się mały zgrzyt, w postaci gorącej dyskusji na bgg, dotyczącej problemu niewolnictwa, kolonializmu, a przede wszystkim rojalistycznych poglądów samego autora gry, który przedstawić miał ponoć dość jednostronną i zgodną ze swoim widzimisię wersję historii kraju, zapominając o co mniej wygodnych postaciach historycznych. Zainteresowanych odsyłam do odpowiedniego wątku na forum bgg; sama nie będę zajmować tu żadnego stanowiska, bo za mało wiem (wszak całą praktyczną wiedzę o tym kraju czerpię z tego, co widziałam w Chuy). Mówiąc już serio, uważam, że to dobrze, iż wszelkie tego typu wątpliwości są podnoszone i dyskutowane, nawet podczas żarliwych wymian poglądów, bo to jeden ze sposobów uwrażliwiania na inne sposoby postrzegania świata i różnorodność doświadczeń życiowych. Dla osób takich jak ja, o bardzo pobieżnej znajomości historii brazylijskiej, przewodnik historyczny towarzyszący instrukcji gry oraz sama rozgrywka stanowiły prawdziwy skarbiec wiadomości o tym kraju.
I właściwie o tym chciałam pisać. O swojej fascynacji grami, w których uczę się nie tylko zasad gry, ale i jakiejś tam prawdy o świecie. Brazylia, kraj kauczuku, kawy i złota, olbrzymi teren zasiedlony ludźmi wszelkich ras i kolorów, którego historia odbiega nieco od losów innych państw kontynentu. Podczas gdy inni w zażartej walce zdobywali swoją niepodległość, Brazylia na mocy jednego postanowienia z kolonii stała się cesarstwem. Swą nazwę zawdzięcza brezylce (pau brasil) – roślinie, z której pozyskiwano drewno oraz czerwony barwnik. Kraj ten kojarzy się głównie z lasami deszczowymi Amazonii lub karnawałowymi miastami na wybrzeżu, lecz nie mniej ciekawe są miasta interioru, zasiedlane w czasach gorączki złota. Dzięki pokładom złota w stanie Minas Gerais, miasto Ouro Prêto (tłumaczone jako czarne lub zdradzieckie złoto) już w 1750 roku liczyło 80 tysięcy mieszkańców, czyli więcej niż ówczesny Nowy Jork. Złoto tu wydobywane wywożone było do Portugalii, co powodowało niezadowolenie górników i pojawienie się pierwszych idei niepodległościowych.
Tematy imigracji, niewolnictwa, indiańskich korzeni są wciąż bardzo żywe w brazylijskiej kulturze. Niewolnicy brazylijscy mieli możliwość wykupienia się za odpowiednio wysoką opłatą i wielu z nich uczyniło to jeszcze w początkowym okresie kolonialnym. Tworzyli oni bractwa religijne zbierające pieniądze na wykup kolejnych osób. Inni wszczynali bunty lub organizowali masowe ucieczki, tworząc tzw. quilombos, osady ukryte gdzieś w głębi lądu o strukturze afrykańskich monarchii plemiennych. Brazylia zniosła niewolnictwo bardzo późno, bo dopiero w 1888 roku. Ustawę abolicyjną podpisała księżna Isabel de Orleans e Braganca (w grze występująca jako Izabela Brazylijska), a wolność uzyskało wówczas 800 tysięcy ludzi. Te wszystkie postaci, miasta i nazwy napotkamy podczas rozgrywki bądź to na kartach obrazów czy misji, bądź kaflach odkryć. Te ostatnie pozwolą nam też odkryć wiele ciekawych gatunków zwierząt, w tym chyba najciekawszą bolitę brazylijską – gatunek pancernika, który zwija się w kulkę przy każdym większym strachu. W rozgrywce nie zabraknie przedstawicieli rdzennej indiańskiej społeczności: Indian Guarani, Coroados, Guaycuru, czy Tupi. Ciekawostką jest, że wiele słów, które przyjęły się na świecie, np.: tabaka, hamak, maniok, czy jaguar pochodzi właśnie z tych języków indiańskich.
Dzięki kaflom miast regionalnych wiem już, że miasta Brazylii to nie tylko Sao Paulo i Rio – które tak na marginesie było nawet swego czasu stolicą… Portugalii, gdy portugalska rodzina królewska wraz z wszystkimi instytucjami państwowymi uciekła do Brazylii przed inwazją wojsk Napoleona – to także mniej rzucające się w uszy: São Vicente (pierwsza stała kolonia Portugalczyków w Nowym Świecie), czy wspomniane już Ouro Prêto występujące w grze pod nazwą Vila Rica (Bogate Miasto). To ostatnie słynie z barokowej architektury, umiłowanej przez jezuickich misjonarzy, którzy zażądali, by budowa kościołów finansowana była z zysków od wydobywanego złota. Recife, za którego wybudowanie musimy w grze zapłacić trzciną cukrową, to miasto portowe, z którego eksportowano cukier. Gdy znaczenie cukru zmalało w eksporcie, najpierw zastąpiła je bawełna, a potem złoto. Wówczas stolicę kraju, którą był Salvador, przeniesiono do Rio. Nazwa recife, pochodząca z arabskiego i oznaczająca ufortyfikowany mur, z czasem zmieniła swe znaczenie na rafa, gdyż wokół wybrzeża miasta ciągnęły się rafy koralowe. Z kolei nazwa innego z miast regionalnych: Natal oznacza po prostu Boże Narodzenie, gdyż tego dnia założono miasto. Widniejąca na kaflu miasta forteca to najsłynniejszy monument miasta: Fort Trzech Króli. Położone w Amazonii Belém, za którego wzniesienie płacimy nie inaczej tylko drewnem, to miasto, które zachwycało elegancją w epoce tzw. czarnego złota, czyli kauczuku – Brazylia była jego potężnym eksporterem w pierwszej dekadzie XIX wieku, zaś amazońskie porty były przez chwilę najbogatszymi miastami na świecie. Monopol Brazylii na produkcję kauczuku został przełamany podstępem, gdy brytyjski awanturnik przemycił nasiona kauczukowca przez punkt celny w Belém. Sadzonki się przyjęły, a tuż przed I wojną światową powstała z nich w Malezji brytyjska plantacja, co spowodowało spadek cen kauczuku amazońskiego. W ten sposób bogate Manaus szybciutko wróciło do swego statusu odizolowanej od świata mieściny w dżungli.
I tak można by pleść dalej, bawiąc się grą, historią lub nawet zestawiając ze sobą postaci historycznych przywódców, którymi dowodzimy podczas rozgrywki. Powiem tylko, że bardzo cenię taką dbałość o przedstawienie realiów i możliwość zdobycia wiedzy przez zabawę.
Dla porządku warto dodać, że Brazil: Świt Imperium to gra łącząca w sobie cechy typowej eurogry (zbieranie i zarządzanie zasobami) z grami 4x (explore, expand, exploit and exterminate) rozgrywana na modularnych planszach. W instrukcji zaproponowano kilka układów do rozgrywek w określonych składach osobowych – układów bardziej lub mniej konfrontacyjnych, gdyż gra pozwala, lecz nie przymusza, na granie agresywne i podbijanie terytoriów rywali. W praktyce jest to jednak głównie zastraszanie możliwością ataku i wywieranie presji na przeciwników. Generalnie eksplorujemy tu nowe ziemie, wznosimy budynki, produkujemy w nich zasoby oraz rekrutujemy jednostki wojskowe, by chronić własne posiadłości. Celem graczy jest wypełnianie misji, które pozwalają przejść do kolejnej ery. Gra jest wyścigiem, gdyż ukończenie misji trzeciej ery przez któregoś z graczy kończy też rozgrywkę – choć tę może wygrać też inny gracz, który uciułał w tym czasie więcej punktów.
Dla osób poszukujących w tym wpisie konkretów mam nawet kilka zdań mogących od biedy uchodzić za recenzję.
Podoba mi się, iż w Brazil tworzę na planszy własny kraj (od zera), odkrywam nieznane tereny, wydobywam surowce, buduję budynki, a potem całe miasta, powoli rekrutuję jednostki militarne, które zaczynają tworzyć jakąś siłę, którą można (acz nie trzeba) grozić przeciwnikom. To gra wyjątkowo intuicyjna, nie musimy zastanawiać się nad regułami gry w czasie rozgrywki, bo tu wszystko się rozumie i jest się świadomym wszystkich opcji.
Podziwiam gęstość tej gry, bo w Brazil „ściśnięto” mnóstwo dobra. Rozgrywka jest szybka, ale i tak czujemy, że dajemy radę rozwinąć się na planszy. Nie mamy tu poczucia niedosytu, gdyż zdążamy z realizacją większości zamiarów. Dobrze działa system wyboru akcji i możliwość usprawnienia wykonywanych ruchów. Rozgrywka jest dość klimatyczna i pozwala na pewne podstawowe decyzje strategiczne, typu: czy wolimy zbroić się i atakować, czy wolimy zbierać sobie surowce w swoim kąciku planszy. Gracze bez większych problemów realizują karty misji, zawsze też udaje się zbudować choć jedno miasto.
Jednak fakt, iż wymagania kart misji wykonuje się bez stresu, cała rozgrywka toczy się na luzie, a gra prowadzi gracza za rękę, powoduje też, że wiele osób szybko się nią znudzi. Brazil nie wymaga solidniejszego wytężenia umysłu. Karty misji narzucają nam sposób rozgrywki, a fakt, iż gra jest wyścigiem nie pozwala poszukać innych metod realizowania się. W kolejnych partiach Brazil wydaje się już powtarzalna. Znamy na pamięć karty obrazów, gramy na identycznej mapie i nawet kafle odkryć już nikogo nie zaskakują. Uważam, że dla wyrobionych graczy będzie to gra atrakcyjna tylko na kilka pierwszych rozgrywek, potem znudzi ich monotonia rozgrywki oraz fakt, że gra nie stawia poprzeczki zbyt wysoko.
Brazil: Świt Imperium to gra roziskrzona kolorami, zrobiona na żywioł, z pasją, emocjami i kawałkiem historii, ale bez dostatecznej dokładności i precyzji w odniesieniu do projektu gry. To nie jest gra europejska, ona jest entuzjastyczna po brazylijsku. Mamy prawo narzekać na pewną losowość (kafle odkryć, karty misji, karty bitwy i złota). Atakowanie rywali jest bardzo zależne od charakterów graczy, czasem jednak bitwy są mało opłacalne. Z kolei karty misji stanowią właściwie instrukcję dla gracza w kwestii tego co ma robić i co zbierać. Szybko okazuje się, że za mało jest tu propozycji map do rozgrywek w konkretnych składach osobowych. Mimo tych zastrzeżeń ta gra mi się w sumie podoba. Podoba mi się, że jest to gra – wyścig. Jest szybka, sympatyczna i dynamiczna. Najbardziej cenię w niej rys historyczny i zanurzenie w brazylijskim klimacie. Najbardziej żałuję zaś, że nie jest ciut bardziej wymagająca w rozgrywce.